Odpowiadając na artykuł zamieszczony na portalu trójmiasto.pl, zatytułowany "Dlaczego doszło do powodzi w Gdańsku?", Biuro Rozwoju Gdańska informuje, że przypisywanie polityce przestrzennej miasta winy za skutki powodzi z 14 lipca br. i zarzucanie nieodpowiedzialności w tym względzie włodarzom miasta jest zarówno populistyczne jak i nieuzasadnione.

We wszystkich miejskich dokumentach planistycznych (obowiązujących i wcześniejszych) – w studiach uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego (SUIKZP) jak i planach miejscowych - kwestie zabezpieczeń przeciwpowodziowych są  traktowane ze szczególną  uwagą. Zgodnie z obowiązującym SUiKZP, będącym dokumentem kształtującym politykę przestrzenną miasta, głównym kierunkiem działań zmierzających do prawidłowego odprowadzenia wód opadowych i regulacji stosunków wodnych jest: „powiązanie rozwoju przestrzennego miasta z modernizacją odbiorników wód opadowych, z uwzględnieniem ustalonego w planie miejscowym, opóźniania odprowadzenia wód deszczowych z ich zlewni przez budowę zbiorników retencyjnych wraz z kanalizacją deszczową oraz wykorzystaniem możliwości retencji na działkach”.

Uchwalane w Gdańsku plany miejscowe realizują ten kierunek. Rezerwuje się w nich tereny pod budowę zbiorników retencyjnych. Ustala się również odpowiednie współczynniki spływu, które zobowiązują właściciela do przetrzymania na jego terenie wymaganej ilości wód opadowych i odprowadzenia ich w późniejszym czasie w celu zabezpieczenia przed skutkami opadów.

Wizja betonowego miasta
Wizja betonowego miasta nakreślona przez autorów artykułu wydaje się być wyolbrzymiona. Można założyć, że jako przyrodnicy, wiedzą oni dużo o morfologii terenu Gdańska. Powinni zdawać sobie sprawę z tego, że Gdańsk dzieli się na górny taras i dolny taras przedzielony silnie rozczłonkowaną strefą krawędziową Wysoczyzny, gdzie różnice wysokości względnych dochodzą do 100m (w dużej mierze są to lasy TPK i nieurządzone skarpy). Tymczasem autorzy zarzucają miastu krótkowzroczną politykę, polegającą na tworzeniu osiedli w strefie krawędziowej Wysoczyzny Gdańskiej, która tak naprawdę jest prawie niezabudowana. Pytanie czy eksperci o tym nie wiedzieli czy też świadomie wprowadzają czytelników w błąd.

Zabudowa realizuje się na górnym i dolnym tarasie Gdańska.  Na górnym tarasie przewiduje się zabudowę o niższej intensywności i większym udziale powierzchni biologicznie czynnej niż na dolnym tarasie. Nie bez znaczenia jest fakt, że znaczna część terenów, szczególnie na górnym tarasie, jest objęta Ogólnomiejskim Systemem Terenów Aktywnych Biologicznie (OSTAB), gdzie wymaga się zachowania 70% powierzchni biologicznie czynnej dla zabudowy mieszkaniowej. Dolny taras, gdzie realizuje się polityka rozwoju miasta do wewnątrz  charakteryzuje niższym udział powierzchni biologicznie czynnych, ale również tu trudno forsować tezę o betonowym mieście gdyż nie sposób nie zauważyć licznych parków (w tym parku Reagana o powierzchni 97 ha, skwerów i  zieleńców międzyblokowych).

Wyjątkowy (w porównaniu z innymi miastami podobnej wielkości w Polsce) jest fakt istnienia w granicach miasta ogromnej połaci leśnej Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Na dzień dzisiejszy prawie 24% (ok. 5300 ha) powierzchni miasta stanowią lasy oraz parki i skwery. Zieleni urządzonej w mieście (parki i skwery) jest ok. 430 ha, ponad drugie tyle jest przewidziane do realizacji w planach miejscowych a tereny zielone wraz ze zbiornikami retencyjnymi są zaplanowane wzdłuż wszystkich ważniejszych cieków wodnych (potoki Oliwski, Oruński, Strzyża, Jasień, Siedlicki, Maćkowy).   

Teza o zachwianiu proporcji pomiędzy „betonem a zielenią” wydaje się  kontrowersyjna, a odpowiedź na pytanie autorów: betonowe miasto czy mozaika zieleni i betonu, jest oczywista.

Czy wyciągnięto wnioski z powodzi sprzed 15 lat?
Potwierdzają to sami autorzy artykułu przytaczając nakłady jakie poniosło miasto na ochronę przeciwpowodziową. W latach 2001 - 2014 wybudowano bądź zmodernizowano 25 zbiorników retencyjnych, głownie na górnym tarasie; w planach przewidziana jest budowa dalszych 33 obiektów. Zmodernizowano również zabezpieczenia przeciwpowodziowe Kanału Raduni. Wprawdzie autorzy twierdzą, że wybudowano szereg zbiorników, które nie spełniły swojej roli, ale czy potrafią odpowiedzieć na pytanie, co by się działo w Gdańsku w dniu 14 lipca  gdyby tych działań nie podjęto…

Wody sporej część zlewni górnego tarasu w postaci zlewni Kanału Raduni nie stanowiły zagrożenia (mimo dość gęstej zabudowy i braku większych terenów leśnych w jej zasięgu). Zabezpieczenia przeciwpowodziowe Kanału Raduni okazały się skuteczne i nie powtórzyła się sytuacja z 2001 roku kiedy to, poza Wrzeszczem, zalana została przede wszystkim Orunia, Lipce, św. Wojciech i Olszynka. Również zbiorniki zrealizowane na górnym tarasie spełniły swoją rolę.

Autorzy artykułu zwracają uwagę na ogromną rolę lasów w realizacji retencji w zlewni. Trudno nie zgodzić się z tą tezą szczególnie w Gdańsku, gdzie Lasy Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego obejmują znaczące części zlewni dwóch cieków: Potoku Oliwskiego i Strzyży. Lasy te objęte są ochroną prawną, stanowiąc element Pomorskiego Zespołu Parków Krajobrazowych. Trójmiejski Park Krajobrazowy, zlokalizowany w bezpośrednim sąsiedztwie struktur miejskich, stanowi także miejsce rekreacji i wypoczynku mieszkańców. Trzeba zauważyć, iż w celu ochrony Parku przed nadmierną penetracją, w Biurze Rozwoju Gdańska, we współpracy z instytucjami zarządzającymi, przygotowano projekt utworzenia strefy buforowej. Projekt ten jest aktualnie w trakcie wdrażania.

Sugestie autorów artykułu wydają się jednak dalej idące, gdyż postulaty ograniczania działalności gospodarczej oraz powstrzymania obecności ludzi zmierzają w kierunku wprowadzenia zakazu wstępu do lasu. Czy jest to kierunek słuszny?

I czy krytykowana gospodarka leśna w obrębie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego (nawiasem mówiąc autorzy, w swojej analizie, błędnie łączą miejską politykę przestrzenną z gospodarką leśną prowadzoną przez Lasy Państwowe) stała się przyczyną katastrofalnych spływów podczas opadów w dniu 14 lipca? Na to pytanie nie ma obecnie jednoznacznej odpowiedzi. Można tylko z całą pewnością stwierdzić, iż objętość deszczu przekroczyła chłonność lasu, a spływająca z wielką prędkością woda, spowodowała powstałe zniszczenia. Nie bez znaczenia pozostaje ukształtowanie terenu lasów, charakteryzujące się deniwelacją rzędu 80 m oraz występowaniem stromych zboczy.

Brak jest możliwości porównania przebiegu i skutków opadu z 14 lipca z innymi zdarzeniami, bowiem zanotowana wysokość opadu (170,2 mm w rejonie Oliwy) nie była dotąd obserwowana. Pewną wskazówką może być fakt, iż w zlewni Potoku Oliwskiego, która w większości stanowi obszar leśny, a w obrębie zainwestowania miejskiego od roku 2001 nie dokonano istotnych przekształceń, opad z dnia 9 lipca 2001 roku (w wysokości ok. 90 mm) został odprowadzony do odbiornika bez strat materialnych. Natomiast w lipcu 2016 r. na tę samą powierzchnię spadło niemal dwukrotnie więcej wody.

Innym zagadnieniem pozostaje objętość retencyjna zbiorników zlokalizowanych w zlewniach Potoku Oliwskiego i Strzyży. Zabudowę zbiornikową Potoku Oliwskiego rozpoczęli cystersi już w średniowieczu, wykorzystując znaczne spadki cieku do celów gospodarczych. System ten, nieco rozbudowany i zmodernizowany został zachowany do obecnych czasów.

Zbiorniki istniejące w zlewni Strzyży także w większości zlokalizowane są w miejscach usytuowania dawnych młynów. W ramach podejmowanych działań inwestycyjnych wykorzystywane są wszystkie możliwości służące zwiększeniu chłonności zlewni, w tym maksymalne możliwe zwiększanie objętości zbiorników oraz ograniczanie wielkości odpływów z terenów nowych inwestycji.

W tym miejscu trzeba zaznaczyć, iż wody opadowe odprowadzane do otwartych cieków, zgodnie z obowiązującymi przepisami, są podczyszczane. Nie jest zatem prawdą, iż nieoczyszczone ścieki opadowe z terenu osiedla Nowiec są wprowadzane wprost do Strzyży.

Ironiczna uwaga o łatwym znajdowaniu winnych zaistniałych szkód jest wyjątkowo niesprawiedliwa. Doświadczony przyrodnik doskonale wie, iż wszelkie zabezpieczenia przeciwpowodziowe gwarantują odprowadzenie wód o określonych parametrach – objętości, natężenia przepływu - wynikających z przyjętych założeń, ustalonych odpowiednimi przepisami. Oczywistym jest, że bez względu na zakres zabezpieczeń, zawsze może wystąpić zdarzenie, którego cechy przekraczają przyjęte założenia, a rezultatem takiego zdarzenia  mogą być mniejsze lub większe zniszczenia, zależnie od skali przewyższenia.

Wydaje się, iż rozmiary żywiołu, który dotknął Gdańsk w dniu 14 lipca 2016 r. mogą uzmysłowić proste, lecz wiele mówiące liczby na przykładzie potoku Strzyża.

Otóż opad na stacji pomiarowej Matemblewo wyniósł łącznie 162,1 mm, przy czym w godzinach 15 -23 średni opad godzinny wynosił 20 mm/godz. Obszar zlewni Strzyży obejmuje 3 515 ha, zatem w ciągu ośmiu godzin w zlewni Strzyży spadło 5,6 mln m3 deszczu o natężeniu 195,4 m3/s. Zakładając optymistycznie (ale niezgodnie z zaistniałą rzeczywistością) średni współczynnik spływu ze zlewni uwzględniający pełną chłonność lasów, na poziomie 0,3 (przyrodnik wie także o całkowitym zaniku chłonności gleby na skutek wypełnienia porów), odpływ całkowity ze zlewni wynosiłby 58,6 m3/s. Przepustowość odcinka ujściowego Strzyży pozwala na odprowadzenie 12m3/s. Do zretencjonowania pozostaje więc 58,6-12,0 = 46,6 m3/s przez okres co najmniej opadu, a więc 1 340 000 m3. Pamiętać należy, iż retencja lasu została uwzględniona poprzez współczynnik spływu. Zatem celem bezpiecznego przeprowadzenia wód Strzyży przez obszar jej zlewni, konieczne byłoby posiadanie ponad miliona metrów sześciennych retencji w zbiornikach, korycie oraz sieci kanalizacji deszczowej, podczas gdy sumaryczna objętość wszystkich gdańskich zbiorników (w większości obliczanych na wodę stuletnią) wynosi 680 000 m3. Z przytoczonych obliczeń wynika, że spływająca woda nie mogła zmieścić się w systemie odwadniającym, a jej objętość wielokrotnie przekraczała możliwości retencyjne zlewni.

Na całe miasto, w ciągu kilkunastu godzin, spadło około 30 mln m3 wody. Mieliśmy do czynienia z żywiołem jeszcze gwałtowniejszym niż pamiętna  powódź w 2001 roku. Mimo wielu zrealizowanych inwestycji, nie zabezpieczają one miasta w pełni przed powodzią. Nawet gdybyśmy wybudowali wszystkie zbiorniki retencyjne oraz sieci kanalizacji deszczowej, to w przypadku ekstremalnego opadu,  jaki miał miejsce 14 lipca, nie da się uniknąć skutków powodzi. Można je jedynie nieco ograniczać. Każde miasto - które stanie przed obliczem takiego kataklizmu - ucierpi, bez względu na ukształtowanie, rozplanowanie czy zastosowane zabezpieczenia przeciwpowodziowe. 25 lipca b.r. godzinna burza, która przeszła nad Łodzią spowodowała paraliż tego miasta. Nie kursowały tramwaje, zalane zostały ulice i piwnice. Łódź, w przeciwieństwie do Gdańska, jest usytuowana na płaskim terenie i mimo tego nie uniknęła powodzi przy nawalnym deszczu.

Bolesne doświadczenie Gdańska z roku 2001, gdy nastąpiło zdarzenie, które wydawało się ekstremalne, wskazało na konieczność podjęcia działań inwestycyjnych, szczególnie w obrębie najbardziej zagrożonych obszarów. Kolejne uderzenie żywiołu nastąpiło nadspodziewanie szybko – zaledwie po 15 latach. Wiemy już, że inwestycje zlokalizowane na górnym tarasie przyniosły spodziewany efekt – nawałnica nie zniszczyła Oruni Górnej, Oruni, Dolnego Miasta czy Głównego Miasta, natomiast nie wszystko udało się we Wrzeszczu. Pozostaje teraz zrealizować zaplanowane zamierzenia inwestycyjne prowadzące do zwiększenia retencji w zlewniach. Niesłychanie ważna jest natomiast ujawniona pilna potrzeba dalszego poszukiwania sposobu minimalizacji strat podczas odprowadzania opadu o cechach klęski żywiołowej.

Edyta Damszel-Turek
Dyrektor Biura Rozwoju Gdańska